Tak to przeważnie bywa, że im bliżej Waszego ślubu, tym więcej spraw do załatwienia. Przecież gości trzeba zaprosić, winietki zaprojektować a dekoratorka już od kilku dni podsyła propozycje, które musicie zaakceptować. Jesteście trochę jak biegacz, który na ostatniej prostej biegnie już resztkami sił, aby jego wynik był jeszcze lepszy.
Czasami tempo przez Was narzucone jest tak wielkie, że możecie tracić z pola widzenia siebie. I tutaj właśnie wkracza temat sesji narzeczeńskiej! :) Zapewne znajda się osoby, które powiedzą, że to zbyteczne, ponieważ za kilka tygodni ślub i zdjęcia z niego przebiją wszystkie wcześniejsze a przecież w pakiecie macie jeszcze sesję plenerową w innym dniu więc zdjęć będzie pod korek. W teorii to racja, lecz poniżej chciałbym Wam udowodnić, że sesja narzeczeńska to nie zbyteczny wydatek, a raczej „inwestycja” we wspólne wspomnienia :).
Wspominałem już o ilości spraw jakie macie na głowie w związku z organizacją. Czy nie byłoby fajnie rzucić to wszystko, choć na jeden dzień i... pojechać w Bieszczady? :D. Pomyślcie o sesji jak o okazji do krótkiej pauzy, odpoczynku od obowiązków. Jeden dzień spędzony w zupełnie innym miejscu niż dotychczas, tylko we dwoje. Potraktujcie tę chwilę jak wzięcie głębokiego oddechu przed skoczeniem do głębokiej wody. Pozwoli Wam to też popatrzeć na wszystko z lekkim dystansem, o który zapewne trudno będąc w sercu całego „zamieszania” :)
Kolejnym argumentem „za” są... uczucia :) Ten argument wydaje się tak oczywisty, że... często przechodzimy nad nim do porządku dziennego. Warto jednak zastanowić się, jakiego będą one typu. Wiecie co jest najfajniejsze? Że to ostatnia szansa na TAKIE uczucia. Dlaczego? Ponieważ to szansa na pamiątkę wspólnych chwil, gdy nie byliście małżeństwem. W Waszych oczach, jak nigdy, uwidacznia się beztroska, czułość czy ekscytacja jutrem. Na tych zdjęciach ostatni raz jesteście Moniką i Pawłem, ponieważ niedługo będziecie już Kowalskimi czy Nowakami.
Na koniec zostawiłem argument związany z samymi zdjęciami. Wiemy już, że będą one fantastyczną pamiątką. Nie musi być ich dużo, ale zaręczam, że po latach, jak dobre wino, zyskają na „wartości” i z sentymentem będziecie do nich wracać. Zdjęcia z sesji narzeczeńskiej możecie też wykorzystać do zaprojektowania zaproszeń, zaaranżowania miejsca z księgą gości bądź wyświetlać je podczas imprezy. Z pewnością zrobi to wrażenie na zaproszonych gościach (że o rodzicach nie wspomnę hehe).
Na koniec zostawiam Was z jedną radą – wspólnych zdjęć tak jak chwil spędzonych razem, nigdy za wiele ;)
PS. Jeśli dodatkowo chcielibyście oprawić je w coś pięknego, zapraszam do wpisu poświęconego albumowi na zdjęcia :)
Grzegorz
Zabajone – fotografia ślubna
Zdjęcia pochodzą z sesji Oli i Pawła
Miejsce: Targ Rzeczy Wyjątkowych, Podgórze, Kraków
Strona zrobiona w kreatorze stron internetowych WebWave