Są takie miejsca na świecie, do których ściągają ludzie aby je, choć raz w życiu, zobaczyć. Są takie miejsca które, niczym z widokówki, zachwycają bez względu na to ile w życiu człowiek już widział.
Jednym z takich miejsc niewątpliwie jest największy rynek średniowiecznej Europy. Ten krakowski, ten nasz, ten na którym w sezonie tłoczą się tysiące spragnionych pamiątek turystów. Ten nad którym górują wieże Kościoła Mariackiego a w ich cieniu, na środku dumnie prezentują się Sukiennice. Ten z miniaturowym kościółkiem Św. Wojciecha oraz ulicami Grodzką i Floriańską, nieustannie spierającymi się między sobą która z nich jest tą pierwszą, najpiękniejszą, najbardziej kolorową.
Nawiązując do jednej z reklam "... nagle przyszedł rok 2020 i wywrócił wszystko do góry nogami...". Rynek, dotąd niczym serce, napędzał ten nasz krakowski organizm, pompując niezliczone ilości turystów, jak te małpki - oniemiał, ogłuchł i oślepł.
Nikt nie mógł spodziewać się, że będzie to idealna sceneria pewnej miłości. Pewnie jeszcze rok temu powiedzielibyśmy, że jednej z wielu ale dzisiaj to ta najpiękniejsza, o której chcę Wam wszystkim opowiedzieć...
Anię i Konrada poznaliście już wcześniej z relacji z ich pięknego ślubu. Dzisiaj przyszła pora na kolejny akt tej historii.
Miejsce na sesję wybraliśmy nieprzypadkowo. Kraków, czyli miasto w którym spędzają codzienność, nie jest przypadkowym w ich życiu. Czyż można wybrać sobie lepszą scenę aby zachować wspomnienia tych pięknych chwil?
Średniowieczne mury widziały już chyba wszystko - tryumfalne przejazdy królewskich korowodów, wielkie chwile naszej Ojczyzny oraz... niejedne zaręczyny ;) Pewnie widziały też wiele sesji ślubnych ale o jednej z nich powinny pamiętać długo. O tej z sobotniego, październikowego poranka, gdy Rynek świecił pustkami, niczym słońce właśnie budzące świat do życia!
W ten poranek wszystko wskazywało, że to nie będzie zwyczajna sesja zdjęciowa. Pogoda, miejsce, ludzie. Tutaj wszystko zdawało się krzyczeć "to będzie piękny dzień!"
Podczas sesji plenerowych w tak charakterystycznych miejscach, łatwo dać się im porwać i stracić na zdjęciach to, co tak naprawdę nas w nie sprowadziło.
Od początku założyłem sobie, że nie scena ale aktorzy którzy na niej występują, będą najważniejsi. To Ona i On... to ich dotyk, ich delikatność, ich subtelność, ich szczerość, ich dobry humor...
To nie Para Młoda dopełnia miejsce w którym odbywa się sesja. Jestem dumny z tego że miejsca które odwiedziliśmy, są tylko tłem. Nie przeszkadzają patrzącemu na fotografie. Nie widzimy przecież budynków w całej okazałości a i tak jesteśmy w stanie domyślić się gdzie cała akcja miała miejsce.
Zupełnie inaczej sprawa ma się z uczuciem, które przecież jest niematerialne. Jak zatem uchwycić je w kadrze?
Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Fotografowanie miłości to nie ciasto śliwkowe na które mamy przepis od sąsiadki ;) Tutaj nie wystarczy dodać odpowiednich składników, w odpowiednich proporcjach i odstawić do piekarnika na odpowiedni czas.
Jest zasadnicza różnica między tym na co patrzymy a co tak naprawdę widzimy. Oczywiście, ważne były stroje, fryzury, odpowiednie pozy ale gdybym miał skupiać się tylko na nich, ta sesja byłaby jedną z wielu.
Dzięki temu, że tak wiele uczuć udało się nam złapać, niczym motyle na skąpanej w porannej rosie łące, wyszło coś wyjątkowego. Coś czego nie da się tak po prostu powtórzyć.
Krakowski Rynku, dziękuję Ci że tak pięknie nas ugościłeś w ten specyficzny czas. Że znalazłeś dla nas czas i ofiarowałeś to co masz najlepsze.
Chwilo trwaj!
Strona zrobiona w kreatorze stron internetowych WebWave